... no i co niektórzy działają, a reszta pisze, żeby dziaać ....
To nie wyraz zniechęcenia, czy oburzenia. Siadając do komputera nad nowym postem mającym zmienić ten świat, sądzimy zapewne, że pozna go dająca nam satysfakcję liczba czytelników, którzy rozpowszechnią nasze dobre słowo. Słowo, które spowoduje, że nasza opcja polityczna weźmie górę w wyborach lub co najmniej przyciągniemy do tej opcji kilka zagubionych dusz.
Od dłuższego już czasu te nawoływania i teksty o zasadniczym znaczeniu naszych możliwości wpływu na rzeczywistość budzą we mnie uśmiech. Chciałbym by coś zmieniały, ale niestety one zostają tam gdzie zaistniały.
Bo czyta nas i słucha naprawdę bardzo niewiele osób, a większość tych którzy nas słuchają czy czytają, po przeczytaniu zazwyczaj odsapną trochę i zmienią się z nami rolami by napisać swój zasadniczy tekst.
Są oczywiście przypadki, w których ilość odbiorców naszych tekstów wzrasta by po pewnym czasie opaść, na poziom wprawdzie trochę wyższy, ale niestety tego samego rzędu. Takim czasem był czas gorący związany z tragedią smoleńską.
Są na naszych portalach teksty znakomite, przewyższające poziomem dziennikarską sitwę (co trudne nie jest) o kilka lat świetnych (co powinno już być właściwym podkreśleniem).
Porównując analityczne teksty blogerów (nie będę wymieniał), w których słowa są jak zarzuty prokuratorskie – dobrze umotywowane i uzasadnione – z płaskimi tekstami zawodowców, widząc szerokie spektrum omawianych spraw, z których wiele jest przemilczanych w mediach, musimy (o ile mogę w imieniu braci blogerskiej to powiedzieć) pamiętać że piszemy do siebie i ekspansja jest zbyt wolna.
Szkoda. Na naszych portalach znaleźć można fundamenty prawdy, w którą wierzymy lecz która aktualnie nie zwycięża.
Przed wyborami przeprowadziłem coś w rodzaju eksperymentu. Dotąd nigdy nie rozmawiałem z klientami, pracownikami, przypadkowymi osobami o polityce. Z zasady. Tym razem podjąłem decyzję o zmianie podejścia. O otwarciu się na obcych lub swoich, których poglądów nie znałem. Dotąd często w razie napotkania na osobnika o odmiennych poglądach rozwiązywałem ewentualny konflikt łagodzącym – hmm, no tak o polityce to lepiej nie rozmawiajmy i szeroki uśmiech :)
Tym razem na takie słowa mówiłem: Nie, czemu, to przecież ważne. Pogadajmy. No więc na kogo głosujesz? Ja na Kaczyńskiego...
I widziałem pewne zaskoczenie, niepewność, chęć ucieczki lub u co niektórych (politycznie inaczej ukierunkowanych) pewność wykazania mi jakim to idiotą jestem.
Nie rozwijając wątku, kilka osób nie poszło głosować na gajowego, kilka innych odwiedziło (na pewno) portale, które przywoływałem w rozmowie jako źródła innej niż oficjalna wiedzy.
Kiedy rozpoczynałem pracę, trafiłem na zawodowca, pana Bogdana. Nauczył mnie ważnej umiejętności przygotowywania się do trudnych rozmów. Jego nauki nie poszły w las, a co więcej w praktyce wykorzystuję je nie tylko na gruncie zawodowym, ale na każdym innym gdzie ważny jest wynik rozmowy. Mam nadzieję, że nie muszę pisać jak przygotować się do rozmowy o rządach PO, o Komorowskim, o Smoleńsku, zamachu, o zagrożeniach, o szkolnictwie, o armii itd.
Bo wiedza na naszych portalach wylewa się przez brzegi naczynia. Trzeba wiedzieć gdzie zajrzeć, co zanotować w pamięci i działać, działać, dziaać!
PS. Pomnóżmy te kilka osób przez kilkanaście tysięcy zastałych czytelników. Po jakimś czasie spróbujmy pomnożyć wynik prze kolejne kilka osób. To znaczy rząd wielkości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz