Zmroziło mnie. Szczerze mówiąc czytając artykuł Gieorgija Gordina chciałem przypuszczać, że scenariusz jest nieco przerysowany. W szczególności jako zbyt okrutny wydał mi się poniższy fragment:
Nie mówiąc już o tym, że pożar szybko zgaszono (widać to na późniejszych zdjęciach tych samych fragmentów samolotu) oraz że traf chciał, iż większość „nierozpoznawalnych” to wojskowi i ochroniarze prezydenta. Nie da się zwrócić bliskim ciała „ofiary katastrofy lotniczej” z rosyjską kulą w głowie, jak w 1940 roku. [...]
Z czwartej poprawki dochodzimy do wniosku, że w każdym przypadku ktoś z pasażerów musiał przeżyć katastrofę polskiego samolotu, a może nawet uniknąć obrażeń. Wszyscy zginąć mogliby tylko w jednym przypadku: jeżeli oddział specjalny dobiłby ich już po upadku.
Nie jesteśmy w stanie nawet wymienić liczby dostrzelonych – liczba ta waha się od 10 do 21 osób. Zgodnie z oceną najbardziej doświadczonych ekspertów, nierozpoznawalnych (zmasakrowanych lub spalonych) mogło być najwyżej 10 – 12 ciał. Nie wszyscy podczas katastrofy znajdowali się w przedniej części samolotu. Płomień szybko zgaszono. Naprawdę nie rozpoznawalnych zwłok na miejscu upadku zapewne było bardzo mało lub nie było w ogóle.
A więc „jedynie materiał genetyczny pozostały po 21 osobach”, o którym mowa w wersji FSB, w rzeczywistości jest liczbą osób, którzy przeżyły katastrofę prezydenckiego samolotu Lecha Kaczyńskiego. Dobili ich rosyjscy komandosi, po czym wywieźli i zamienili w kawałki spalonego mięsa, aby ukryć ślady zbrodni.
Zatem Gordin sugeruje sposób dobicia pilotów (wśród nierozpoznawalnych byli piloci, ich rozpoznano w ostatniej kolejności), określa co i dlaczego zrobiono ze zwłokami.
A tu dzisiejsza wiadomość. Wirtualna Polska i inne media podają ją by nam zasugerować piątą osobę w kabinie. Przeczytajmy tę wiadomość w kontekście słów Gordina. Wybolduję odwrotnie niż WP:
Świadek katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem potwierdza Polskiemu Radiu doniesienia medialne, o tym że w kabinie pilotów przed lądowaniem mogła przebywać dodatkowa osoba.
Nikołaj Łosiew, emerytowany pilot wojskowy, właściciel pobliskiej działki, był na miejscu w 20 minut po katastrofie. Jak powiedział Polskiemu Radiu, w rozbitej kabinie widział oprócz członków załogi przypiętych pasami do foteli ciało jeszcze jednej osoby. Nikołaj Łosiew nie potrafi powiedzieć nic więcej o tej osobie.
Łosiew stwierdza więc że ciała pilotów były w dobrym stanie. Nie mówi nic o kulach w głowie, ale czemu sowiecki oddział specjalny tak je zmasakrował by można je było zidentyfikować jedynie poprzez badania DNA?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz